Takich jak my jest więcej

Sprzeciw podnosi się w wielu miejscach w Polsce. Wszędzie tam, gdzie koncerny energetyczne w imię zysku, nie licząc się z wolą mieszkańców, chcą otwierać kolejne kopalnie odkrywkowe. Lokalne społeczności nie są bezradne wobec gigantów i prowadzą skuteczną walkę o swoje małe ojczyzny. O tym, dlaczego ludzie nie chcą odkrywek i jak wygląda walka z nimi z Tomaszem Waśniewskim, prezesem Fundacji “Rozwój Tak – Odkrywki Nie”, rozmawiała Marta Ożlańska.

Skąd Pana zaangażowanie przeciwko budowie kopalni odkrywkowych?

W sprawy przeciwko odkrywkom zaangażowany jestem prawie dekadę. Zaczynaliśmy w regionie legnickim od prawomocnego referendum z września 2009 r. W 6 gminach jednocześnie mieszkańcy powiedzieli wówczas odkrywce „nie”! Nie skończyło się to na tym jednym zrywie, ale wytworzyła się duża energia przeciwko takim pomysłom jak odkrywki, spalanie węgla i lekceważenie wyników referendum przez decydentów. Potem się okazało, że takich ludzi jak my jest więcej: w Lubuskiem, w południowej i wschodniej Wielkopolsce, na Kujawach. Uznaliśmy, że trzeba się jednoczyć. U nas powstał Społeczny Komitet “Stop odkrywce”, inne inicjatywy przerodziły się potem w stowarzyszenia przeciwników odkrywek.

Potrzebna jest determinacja?

Przede wszystkim! Trzeba być mocno zdeterminowanym i trzeba mocno wierzyć, w to, co się robi. Kiedy zobaczyliśmy, że problem odkrywek jest znacznie szerszy, to w 2011 r. powstała Ogólnopolska Koalicja “Rozwój TAK – Odkrywki NIE”, której składowymi są społeczności lokalne, samorządy, organizacje pozarządowe i eksperci. I to jest taki miks, który się nawzajem wspomaga, wspiera i daje siłę do dalszego działania.

Trzeba powiedzieć, że są takie rejony, gdzie samorządowcy idą ręka w rękę z mieszkańcami. Ale zdarza się też, że władze samorządów bez refleksji forsują stanowisko inwestora tłumacząc to troską o rozwój gminy. A przekonanie, że kopalnie odkrywkowe i spalające brudne paliwo elektrownie oznaczają rozwój, jest dziś niewybaczalnym błędem.

Co mogą zrobić zwykli mieszkańcy, jeśli nie chcą kopalni u siebie?

Tych ludzi, którzy zdają sobie sprawę, że coś złego się dzieje, zawsze na początku jest mniej, ale jeśli zaczynają się organizować, spotykać się, zrzeszać to jest to pierwszy krok w dobrą stronę. Jakiekolwiek prawne formy działania, organizowania się są cenne, dlatego, że potem można być np. stroną w postępowaniach lub nawiązywać relacje z innymi organizacjami. Okazuje się, że nie jesteśmy sami, bo podobny problem ma ktoś w innym regionie. Nie istnieją tylko eksperci, którzy mówią, że wydobycie węgla jest takie cudowne, ale są też równie utytułowani eksperci z wiodących uczelni, którzy obalają argumenty kopalni. Widzimy, że nie tylko prawnicy po stronie inwestora są sprawni, ale też prawnicy strony społecznej przygotowują odpowiednie dokumenty i wygrywają sprawy w obronie mieszkańców zagrożonych odkrywkami.

To jest proces. Nie można się zatrzymać w pół drogi i powiedzieć: no dobra, wyraziliśmy swoje zdanie na przykład w referendum i tyle, trzeba iść dalej, wciąż do przodu. Mieszkańcy to jest siła, której nie można lekceważyć i której racje trzeba uwzględnić. To wbrew pozorom nie jest słaba grupa, ma wsparcie na przykład w lokalnych aktywistach czy organizacjach pozarządowych: takich, jak nasza Fundacja “RT-ON”, Stowarzyszenie „Nie dla odkrywki Złoczew”, Stowarzyszenie Eko–Przyjezierze, Nie kopalni odkrywkowej czy Greenpeace.