Sprzeciw podnosi się w wielu miejscach w Polsce. Wszędzie tam, gdzie koncerny energetyczne w imię zysku, nie licząc się z wolą mieszkańców, chcą otwierać kolejne kopalnie odkrywkowe. Lokalne społeczności nie są bezradne wobec gigantów i prowadzą skuteczną walkę o swoje małe ojczyzny. O tym, dlaczego ludzie nie chcą odkrywek i jak wygląda walka z nimi ze Zbigniewem Barskim, wójtem gminy Gubin w woj. lubuskim, rozmawiała Marta Ożlańska.
Odkrywka to nie jest zupełnie nieznany i nowy temat dla mieszkańców Gubina – działają kopalnie odkrywkowe po niemieckiej stronie granicy. Jakie skutki odczuwają mieszkańcy?
Rejony przygraniczne bardzo odczuwają szkody wyrządzane przez kopalnię po niemieckiej stronie: następuje pustynnienie wzgórz gubińskich, mocno są zachwiane stosunki wodne, ucierpiały lasy świerkowe, woda w studniach poznikała, pojawiły się uciążliwe burze piaskowe i duże zapylenie. Jeden z lekarzy, który zajmował się naszymi pacjentami, zauważył, że mamy dużo chorób nowotworowych, ale to niestety bardzo trudno potwierdzić badaniami.
Mieszkańcy gminy Gubin wielokrotnie wypowiadali się przeciwko planom budowy kopalni, choćby w przeprowadzonym kilka lat temu referendum, mimo obiecywanych rekompensat, odszkodowań. Dlaczego ludzie nie chcą kopalni?
W materiałach promocyjnych za inwestycją przedstawiano gminę cały czas kiepsko, wszystkie słabe strony mocno uwypuklono. Budowano w społeczeństwie obraz gminy biednej, zacofanej, bezradnej, dla której kopalnia będzie ratunkiem. Wprowadzono utajnione wyceny – wyceniano nieruchomość na kilka milionów złotych i mówiono „tylko proszę nikomu nie mówić”, a wiadomo, że sąsiad sąsiadowi i tak powie. Jak ktoś nie miał pracy, to obiecywano mu, że będzie miał większy zasiłek, bo gmina będzie bogatsza, to i zasiłki będą większe. Próbowano kompromitować tych, co byli przeciwko kopalni. To wszystko ludzie przecież widzą, zauważyli, że coś się nie zgadza. Nie ukrywam, że byli też tacy, co sądzili, że kopalnia byłaby dobrodziejstwem. Ale czas spowodował, że ludzie tym tematem się zmęczyli. Czas mija, a żadnej kopalni nie ma i chyba nikt z dawnych zwolenników nie wierzy już, że będzie.
Sprzeciw mieszkańców przypomina zmagania biblijnego Dawida z potężnym Goliatem. Jakie tak naprawdę możliwości ma wójt czy burmistrz, żeby zablokować niechcianą inwestycję?
Rada gminy, burmistrz, wójt mają dużo do powiedzenia – kluczowa jest ich wiedza i stosunek do sprawy: czy reprezentują ludzi, którzy nie chcą kopalni, czy też zafiksowali się i będą na wszelkie sposoby przekonywać ich do odkrywki. U nas poprzedni wójt i rada gminy dali się przekonać kopalni, nie chcieli uznać wyników referendum, nie słuchali nawet rzecznika praw obywatelskich. Poprzedni radni podjęli uchwałę, której celem była zmiana studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy w kierunku budowy kopalni, planowano wprowadzić do studium gminy kopalnie wraz z elektrownią, ale po wyborach w 2010 r. nowa rada tę uchwałę uchyliła.
Jak wygląda życie w gminie, nad którą wisi cień planowanej odkrywki? Czy wpływa to na rozwój, inwestycje, mieszkańców?
Polskie prawo kosztem gminy bardzo ułatwia sprawę sektorowi górniczemu poprzez tzw. zabezpieczenie złóż, czyli praktycznie bezterminowy zakaz jakiejkolwiek nowej zabudowy na terenie planowanej odkrywki. Pod względem finansowym gmina na tym traci. My byliśmy zablokowani z obrotem ziemi od 2007 roku. Pojawiały się firmy, które chciały zainwestować w sektor rolny, ale nie mogły kupić ziemi. Mamy na naszym terenie gospodarstwa o dużym areale. Kiedy znajdował się jakiś inwestor, to była obawa o bezpieczeństwo finansowe, czy on potem na tym nie straci.
Teraz chyba już się ludzie przyzwyczaili, mimo wszystko każdy jakoś chce żyć, a my byliśmy szarpani za mocno. A kopalnia w gminie to jest taki kolonializm trochę: przychodzą, eksploatują i odchodzą. A ludzie i gigantyczna dziura zostają.
Co z perspektywy czasu by Pan poradził innym społecznościom, które stoją przed perspektywą otwarcia kopalni na ich terenie?
W mojej ocenie nie warto psuć tej ziemi, jaką mamy i wierzyć, że będzie jakiś dobrobyt. Niemcy są bogatsi od nas, a u nich też jest opór. Mówią tak: kiedyś mieliśmy tu wszystko, teraz mamy tylko węgiel. To jest niszczące dla zdrowia i środowiska, a węglem i prądem się człowiek nie naje. Tym bardziej, że można mieć prąd czysty. Niemcy coraz bardziej stawiają na OZE. A odkrywki? Wystarczy przejechać granicę, żeby zobaczyć, jak te poodkrywkowe tereny wyglądają: wielki zbiornik wodny, wokół niego pustynia i to jest niby rekultywacja terenu, a ziemia się osuwa. Każdy może pojechać na własne oczy zobaczyć.
Bo większość kłopotów wypływa z niewiedzy. Ja bym radził edukować się i podejmować decyzje w oparciu o wiedzę. A władzy radziłbym po prostu słuchać ludzi. My jako władze jesteśmy tylko reprezentantami tych ludzi. Jak trzeba reprezentować ludzi i iść do sądu, to trzeba iść do sądu. Nie może wójt, burmistrz podejmować tak ważnej decyzji sam.